No i dopadła mnie czarna seria awarii.
W ubiegłym tygodniu wyruszyłem na sesję w kierunku słonecznej Italii. Wszystko było pięknie, auto przejrzane i sprawne.... taaaaak
W okolicach Brna zaczęła się na desce dyskoteka. Dotoczyłem się do stacji przed austriacką granicą. Akumulator padł. Pomocna obsługa warsztatu podłączyła prostownik, odpaliliśmy - diagnoza : alternator. Po obdzwonieniu wszystkich lokalnych serwisów BMW oraz warsztatów załamka. Nikt nie ma od ręki. Zapadła decyzja - wracamy. Udało nam się przejechać ok 60 kilometrów nim auto zgasło z braku prądu.
Powiem tak - nic tylko kupić lawetę i jeździć na autostradzie w CZ. Po 5 minutach od awarii zjawił się policjant, który zawezwał lawetę i zabezpieczył miejsce postoju. Czesi odholowali nas 1,5 km do pobliskiej stacji. Koszt - 120 Euro. Dramat.
W międzyczasie załatwiałem holowanie do Polski. Dobrze , że miałem rozszerzony assistance, przez co miałem tylko dopłacić za ok 50 km a nie cały dystans. Tutaj też nie obyło się bez awantury, bo laweciarz chciał holować auto do Kłodzka - tam ma bazę i tam mu najbliżej. Interwencja w Avivie przywróciła mu rozsądek.
Autko zostało naprawione- alternator przeszedł pełną regenerację. Uzwojenia, rolki, łożyska, regulator i szczotki. Padł, bo szczotki po 200 tys po prostu juz miały dość.
Odebrałem wczoraj auto, przejechałem ok 20 km i silnik zaczął chodzić na 3 cylindrach. No po prostu załamka. Podejrzenie - świece lub cewka.
Jako że świec nie ruszałem od kupna, więc wymiana. Stare (Beru) miały już widać sporo latek wiec na wymianę poszedł komplet NGK. Jednak nie pomogło to i trzeba jeszcze było dołożyć cewkę - zapewne świrowanie elektryki ją dobiło.
Podsumowując - Bumbuś szarpnął mnie razem z holowaniami ok 1700 zł
